My tu gadu gadu, a w połowie 2024 roku przeszła niezauważenie w naszej dzielnicy smutna wielce rocznica: sto lat od przemocowego i przymusowego wcielenia Ligoty do Katowic. Decyzję o przyłączeniu naszej gminy oraz Bogucic, Zawodzia, Załęża, Brynowa i Dębu podjął 15 lipca 1924 r. Sejm Śląski. Chodziło o to, żeby Katowice stały się bardziej „polskie” – obszar miasta, ograniczony wtedy do dzisiejszego ścisłego centrum, zamieszkiwali w większości Niemcy, zaś w okolicznych gminach przeważali Polacy. Przeprowadzony na gminach gwałt spowodował powiększenie miasta, wzrost liczby jego mieszkańców no i oczekiwane spolszczenie. Mieszkańcy nowych dzielnic byli przeciwni planom Sejmu, ale ich zdaniem przejmowano się mniej więcej tak, jak dziś naszym zdaniem przejmują się władze miasta. Co więcej, już wtedy jednym
z głównych celów rozrostu miasta były cele budowlane. Mianowicie w „Gońcu Śląskim” ze stycznia 1923 r. autor artykułu zachwalającego rzekomo cudowne skutki inkorporacji sąsiednich gmin pisał m.in. tak:
Można by na rozszerzonym obszarze stworzyć jednolity plan zabudowania. Katowicom brak miejsca pod budowle. Brak ten będzie kiedyś przymusem do wcielenia gmin sąsiednich do miasta. Lepiej zatem zawczasu połączyć obszary gminne w jeden i na nim wytknąć jednolity plan zabudowania, zanim sąsiednie gminy, idąc za własnemi potrzebami, swoich obszarów nie zepsują.
Nie do wiary, co my tu mamy. Nikt nie znał jeszcze pojęcia „deweloper”, ale Katowice już były mu przyjazne, otwarte i jakże zapraszające oraz gotowe do współpracy. Dalej mamy kontrast: mędrcy z magistratu kontra gminne głupki, które znając i dbając o swoje interesy, mogą zepsuć interes wielkiego miasta. Coś Wam to przypomina…? No właśnie, mi też, ale nie pamiętam co 😉
Ze smutnej teraźniejszości wróćmy jednak do przeszłości. Pokłosiem tego anschlussu był spór terytorialny, jaki wybuchł między wolnymi jeszcze Piotrowicami a miastem. Nie uwierzycie, ale Piotrowice (wtedy w powiecie pszczyńskim) żądały pozostawienia im terenu, na którym stał Furstenhof, czyli niegdysiejsza restauracja
w pobliżu dworca. Został on włączony do tzw. obszaru dworskiego w Piotrowicach w 1911 r., a więc jeszcze przed I wojną światową. Gmina Ligota zgodziła się wówczas na to, bo w zamian dostała zgodę na przejęcie dworca – a był z tego całkiem niezły dochód (9–10 tysięcy marek, 10 razy tyle, ile z Fürstenhofu).
W listopadzie 1920 r. sprytni Ligocianie powzięli uchwałę o „restytucji” tych ziem i wcieleniu ich do Ligoty. Czasy były jednak trudne, powstańcze, przejściowe między czasami niemieckimi a polskimi i ta uchwała chyba nie miała mocy sprawczej. W 1924 r., po zlikwidowaniu obszarów dworskich, teren pozostał przy gminie Piotrowice. W budynkach dawnej restauracji nie było już wtedy lokalu, tylko siedziba Elektrowni Okręgowej Ligota.
Kolejny epizod sporu miał miejsce w 1925 roku, a więc już po zagarnięciu Ligoty przez Katowice. W zachowanej korespondencji ze Śląskim Urzędem Wojewódzkim miasto podnosiło problem odległości tej działki od centrum Piotrowic, ale poruszono jeszcze jedną ciekawą kwestię. Mianowicie teren wapiennika na Ochojcu miał do 1924 r. należeć do Ligoty (ależ byliśmy wtedy imperium…), ale podczas ówczesnych zmian administracyjnych trafił
i on do Piotrowic. Zdaniem magistratu wyrazem dziejowej sprawiedliwości byłoby zatem oddanie obszaru Frstenhofu Ligocie (i automatycznie Katowicom).

Śląski UW przekazał sprawę pod głosowanie przedstawicielom gminy Piotrowice, ale prosił też
o opinię Wydział Powiatowy w Pszczynie. Jak łatwo zgadnąć, zarząd gminy Piotrowice był przeciw, ba! – głosujący w tej sprawie postanowili jednogłośnie „wznieść sprzeciw jak najenergiczniejszy” i nie zgodzić się na jakiekolwiek uszczuplenie swojej gminy. Poszli nawet o krok dalej i inkorporowali dworzec w Ligocie – ale tym razem to już trochę przesadzili, bo jeszcze dodali, że się im nasz dworzec „słusznie należy”. Zapytana o zdanie Dyrekcja Generalna Księcia Pszczyńskiego odpowiedziała, że nie doszła w rozmowach z magistratem do żadnego porozumienia. Miasto zachowywało się tak, jakby nie przywiązywało dużej wagi do tej sprawy (własny wniosek lekceważyli…). Ponieważ zaś obszar objęty działaniem EOL pokrywał się zasadniczo z terenem powiatu pszczyńskiego, Książęca Dyrekcja zasugerowała, że dla powiatu byłoby z korzyścią, gdyby zabudowania elektrowni w nim pozostały. Pszczyński Wydział Powiatowy z kolei zwrócił uwagę, że odebranie elektrowni Piotrowicom pozbawi ich największego źródła dochodu z podatków (a rykoszetem uderzy to
w powiat pszczyński) i zaopiniował negatywnie dyskutowany projekt.

I cała ta mrożąca krew w żyłach historia kończy się w aktach bez rozstrzygnięcia. Urzędnik Urzędu Wojewódzkiego zebrał wszystkie otrzymane opinie, podsumował je i przesłał do magistratu w dniu 1 kwietnia 1926 r., prosząc, żeby miasto zdecydowało się, co chce z tym dalej robić. Data dzienna (prima aprilis) moim zdaniem najlepiej (choć przypadkowo) tłumaczy absurdalność całej sprawy: występujące z pretensjami Katowice, które po wszczęciu awantury przestają się interesować jej przebiegiem; wściekli Piotrowiczanie; zaskoczeni urzędnicy książęcy. Naprawdę, 1924 rok i aneksja naszej Ligoty przez Katowice to smutna data –
a po całym wieku w tym mieście jest jeszcze smutniej, zwłaszcza w ostatnich latach…
Źródła:
Katowice. Środowisko, dzieje, kultura, język i społeczeństwo, t. 1, Katowice 2012
Goniec Śląski, nr 23, 29 I 1923 r., s. 1
Archiwum Państwowe w Katowicach, zespół nr 27 „Śląski Urząd Wojewódzki”, jednostka nr 889