Tytuł jest przewrotny nieco, bo dotyczy „dzisiejszej” młodzieży z drugiej dekady XX wieku, i w dodatku na marginesie. Nie do wiary, ale doszło wtedy do tego, że większym problemem niż zachowanie ligockich dzieci było… zachowanie dyrekcji szkoły. Podpadł – i to poważnie – dyrektor, pan Plachetka, Ignac zresztą. Pojawił się on w szkole w 1906 r. i osiągnął, mówiąc oględnie, umiarkowany sukces. Bo jak inaczej podsumować to, że zarząd gminy wysmarował w sierpniu 1918 r. oficjalną skargę na niego do powiatowej inspekcji szkolnej w Mikołowie? Pismo było na całą stronę i mówiło o tym, że
w ostatnim czasie do zarządu coraz częściej docierają informacje o tym, że w szkole źle się w dzieje. Wobec tego naczelnik gminy Wielebski udał się zabranie zarządu szkoły i miał okazję wysłuchać jego członków, a w konsekwencji – napisał rzeczone pismo.
Okazało się, że dzieci nie uczą się teraz prawie nic. Są notorycznie zwalniane z lekcji, nie znają ani tabliczki mnożenia
w zakresie do stu, ani alfabetu. Wielu rodziców jest zmuszonych płacić za korepetycje z rachunków i niemieckiego, jeśli nie chcą ich wysłać w świat całkiem niedouczonymi.
Zdaniem osób skarżących się na dyrekcję nawet trudna sytuacja w związku z przedłużającą się wojną nie tłumaczy tego, że wiedza dzieci jest poniżej przeciętnej. Do tego dzieci są potwornie zuchwałe i pyskate, brutalne i zdziczałe (naprawdę tak napisali!). Nie tylko niszczą zasiewy na polach, ale też nawet rozbijają lampy uliczne, a nawet szyby w przejeżdżających pociągach.
Najgorsze – pisał Wielebski – że nasz nauczyciel nic z tym nie robi, a dzieci zupełnie nie czują respektu wobec ligockich profesorów, nie szanują ich. Nauczyciele nie są wystarczająco energiczni, lekceważą swój status i godność wychowawcy
i dlatego wielu rodziców im nie ufa. Kierownik szkoły Plachetka jest ciągle chory, w ogóle nie uczy, za to chodzi sobie na spacery. Za niego muszą pracować inni i z takiej nauki nic nie wynika. Plachetka czeka już tylko na emeryturę. Wniosek wyciągnął naczelnik gminy taki: dopóki my w Ligocie nie dostaniemy dobrego, energicznego dyrektora, sytuacja szkoły będzie się tylko pogarszać. W związku z tym na zlecenie zarządu szkoły poprosił władze szkolne o przeniesienie Płachetki na emeryturę i przysłanie do ligockiej szkoły pracowitego i energicznego dyrektora.
Nie wiem, jak się ta afera skończyła, ale jak coś znajdę, to opiszę. Musiało być grubo… W każdym razie – gdyby ktoś chciał dziś narzekać na uczniów lub nauczycieli, niech pamięta, że i kiedyś różnie bywało.
Źródło:
Akta z Archiwum Państwowego w Katowicach, zespół nr 21 „Powiatowy Inspektorat Szkolny Mikołów”, jednostka nr 78