Tak ktoś w 1875 narysował pierwszą ligocką szkołę. Słodka, nie? Aż się chce chodzić i żeby rechtory uczyły piwo pić i w karty grać 😉 Budynek jeszcze szczęśliwie stoi przy ulicy Hetmańskiej, ale szkołą już dawno nie jest, bo ta przeniosła się na drugą stronę ulicy.
Dokumentacja budowy tej szkoły to całkiem gruba teka (ponad 200 stron) korespondencji i rachunków. Historia trzyklasowej początkowo szkoły w Ellgoth-Idaweiche zaczęła się właśnie w 1875 roku. Wcześniej ligockie dzieci z tych jeśli w ogóle do szkoły chodziły, to miały dość daleko – bo ich szkoła znajdowała się w Piotrowicach (istniała od 1811 r.). Nauka wyglądała zupełnie inaczej, niż dziś – wiemy np., że „podstawówka” w centrum dzisiejszych Katowic (w budynku poczty) była szkołą jednoklasową, a na jednego nauczyciela w 1840 r. przypadało 200 (tak: DWUSTU) uczniów. Z biegiem lat zatrudniano dodatkowych nauczycieli i tworzono osobne klasy, ale nadal liczba 125 uczniów na jednego nauczyciela (1861 r.) nie brzmi zbyt dobrze, nieprawda? Żeby „rozładować” tak duże grupy dzieci powoli tworzono szkoły powszechne we wsiach otaczających Katowice: w 1867 r. szkoły doczekał się Brynów, w 1866 – Załęska Hałda, a w końcu i Ellgoth-Idaweiche.
Rysunek szkoły wyszedł najprawdopodobniej spod ręki urzędnika odpowiadającego w powiecie pszczyńskim za sprawy budownictwa („Kreisbaumeister”). Oprócz niego w aktach znajduje się też szkic miejsca, które przeznaczono na budowę – szkoła miała się znaleźć u zbiegu dzisiejszych ulic Hetmańskiej i Ligockiej, na działce należącej do niejakiego Jakuba Kosteckiego:
Wspomniany Kreisbaumeister włączył się w sprawę budowy ligockiej szkoły, gdy uzyskał pewność, że ta będzie budowana przy finansowym wsparciu państwa – najwyraźniej wszyscy wiedzieli, że gmina sama nie da rady unieść takiego wydatku (dotacja wyniosła ostatecznie 3370 marek). Majster do rysunku dołączył wstępny kosztorys, a plany techniczne miały być dostarczone do października 1875 roku. Coś jednak poszło nie tak, bo trzy lata później, w lutym 1878 r., urzędnik z komisji ds. kościoła i szkolnictwa zapewniał, że projekt szkoły w Ligocie będzie gotowy w ciągu 14 dni. Na dalszych stronach są wymienione wszystkie planowane prace (ziemne, murarskie, ciesielskie, dekarskie, stolarskie, ślusarskie, szklarskie, kowalskie) oraz konieczne materiały budowlane i ciesielskie. Zaplanowano też piece: dwa w klasach i trzy w izbach – być może chodzi o mieszkania dla nauczycieli.
Obliczenia zaprezentowane w podsumowaniu wyglądają tak: prace ziemne – 5 marek; prace budowlane – 1947,
a materiały budowlane – 1207,80; prace ciesielskie – 971, a materiały – 1805,77. Dla dekarzy – 1241,10, stolarzy, ślusarzy, szklarzy i kowali – 1321,10, za piece – 680,01. Coś, co jest wymienione w ostatnim, dziewiątym, punkcie to coś tajemniczego. Nie wiem, co to mogło być, ale jak widać – miało kosztować 171,23 marek. W sumie za całość wyszło 9350 marek, ale doliczono wartość pracy mieszkańców, czyli tzw. Hand- und Spanndienste. Nie była to pańszczyzna, bo w tym czasie już od kilkudziesięciu lat nie obowiązywała, raczej coś w rodzaju prac publicznych na rzecz gminy czy miasta. Mogły być wykonywane siłą własnych rąk (i to wyceniono na 1600 marek) lub z użyciem np. furmanek – i to miało wartość 1950 marek. Ostateczny koszt samego budynku szkolnego oszacowano zatem na 12900 niemieckich marek.
Gdy jednak zsumowano wszystkie konieczne inwestycje, kwota ta wzrosła. Oprócz szkoły trzeba było wybudować budynki gospodarcze (940 marek), ubikacje (540), wykopać studnię (428)
i postawić ogrodzenie (714) – i nagle zrobiło się
z tego wszystkiego ponad 15 tysięcy marek, szacunkowo oczywiście. A że wszyscy wiemy, że remont czy budowa zawsze pożera więcej i więcej, to nie będziemy zaskoczeni, że i z ligocką szkołą tak było – przynajmniej jeśli chodzi o czas budowy, bo pieniądze – zdaje się – się zgodziły.
Dopiero w połowie sierpnia 1880 roku zarząd gminy pisał do królewskiego inspektora budownictwa w Pszczynie, że budowa szkoły jest na ukończeniu. Dwa miesiące później pisano o raporcie z odbioru budynku i usuwaniu usterek i na tym sprawa się urywa. 1 maja 1881 r. nauka w ligockiej szkole wreszcie ruszyła na dobre; według szkolnej kroniki 105 dzieci pozostawało pod opieką jednego nauczyciela. Nazywał się on Paul Hettmer i przyszedł do Ligoty z Imielina, gdzie dotąd pracował. Wprowadzenie i zatwierdzenie w nowym miejscu nastąpiło 10 maja, a dokonał tego powiatowy inspektor szkolny z Pszczyny, pan Pastuszyk. Wraz z Hettmerem udali się do kierownika szkoły w Piotrowicach, Spyry, aby oficjalnie „przejąć” dzieci z Ligoty.
Niecałe ćwierć wieku później szkoła już nie wystarczała rozrastającej się miejscowości. W marcu 1903 roku – a więc na krótko przed początkiem nowego roku szkolnego, zaczynającego się 1 kwietnia – komisja do spraw kościołów
i szkolnictwa z Opola pisała do powiatowego inspektora szkolnego i starosty w Pszczynie, że gmina prowadzi rozbudowę szkoły, ale ma pewne problemy. Urzędnikom gminy zależało na tym, żeby nauka odbywała się w systemie czteroklasowym, a przy szkole znalazły się dwa mieszkania dla nauczycieli z rodzinami oraz dwa dla nauczycieli – kawalerów, tymczasem współuczestniczący w kosztach właściciel wsi (czyli książę pszczyński) godził się na szkołę trzyklasową, dwa mieszkania rodzinne i jedno kawalerskie. Komisja szacowała, że za trzy lata, w roku 1906, do szkoły będzie uczęszczało około 350 dzieci i dlatego właściciel ziemski powinien zezwolić koniecznie na rozbudowę i komisja bardzo prosi, aby sprawę rozważył jeszcze raz.
Dalsze losy tej nowej budowy są niejasne i pogmatwane. Po pięciu miesiącach, czyli w sierpniu 1903 r., komisja z Opola pisała do inspektora i starosty w Pszczynie, że zatwierdza przedstawiony jej plan budowy i zaleca objęcie budowy opieką. Sprawę budowy powierzono firmie niejakiego R. Niepela, majstra od budowlanki z Mikołowa. W aktach zachowało się kilka jego pism z 1904 r. do urzędów budowlanych w Pszczynie, nie ma jednak ani żadnych szkiców, ani kosztorysów. Trudno powiedzieć, czy cokolwiek działo się na budowie w tym czasie, bo dokumenty zamilkły aż do 1908 roku. Wtedy bowiem pod koniec września odezwała się powiatowa komisja (nie wiadomo, do jakich spraw) w Pszczynie, która zwróciła uwagę powiatowej inspekcji budowlanej na to, że jest niemały spór między gminą Brynów a gminą Ellgoth w sprawie udzielenia pomocy finansowej przy utrzymaniu szkoły. Dlaczego? Komisja ustaliła (po uzyskaniu ekspertyzy inspekcji budowlanej), ile będzie kosztował gminę Ellgoth budynek czteroklasowej szkoły i przedstawiła swoje wyliczenia. Ligociorze przekonywali jednak komisję, że z powodu coraz większej liczby dzieci robotników zatrudnionych na Oheimgrube (czyli dzisiejszej KWK „Wujek”) konieczne jest wybudowanie sześcioklasowej szkoły. Ponieważ jednak kopalnia nie należała do gminy ligockiej, tylko brynowskiej, zarząd z Ellgoth-Idaweiche uważał za niesprawiedliwe, aby to Ligota ponosiła całkowity koszt budowy i kształcenia tych „ponadliczbowych” dzieci i postanowiła pokryć tylko tę część, którą musiałaby wyłożyć na szkołę mniejszą, dla czterech klas. Nie wiadomo, jak to się ostatecznie rozwiązało i kto za co płacił, ale sześcioklasowa szkoła powstała i kosztowała 51157 marek; dodatkowo wciąż korzystano z dwóch sal w starej szkole, co razem dawało osiem klas. Ówczesne przepisy regulowały sprawę liczby uczniów w szkole następująco: dla szkoły z 389 uczniami wystarczyłoby 6 (słownie: sześć!) sal lekcyjnych, a dla 616 byłoby już konieczne 9 (tak, dobrze czytacie: dzie-więć). Ktoś to sobie dziś wyobraża? A przecież minęło tylko trochę ponad sto lat… W każdym razie nowy budynek szybko przestał wystarczać, a w szybko planach pojawiła się kolejna budowa – czteroklasowej szkoły. Miałaby ona kosztować około 35 tysięcy marek plus oczywiście koszty dodatkowe – 16 tysięcy. Z tych 16 000 gmina Ellgoth-Idaweiche musiałaby pokryć 5/6, czyli ponad 13 tysięcy marek.
Wszystkie te przepychanki doprowadziły do tego, że 10 lutego 1909 r. Królewska Komisja do spraw kościołów
i szkolnictwa z Opola zażądała, aby powiatowy inspektor budownictwa z Pszczyny w ciągu dwóch miesięcy przedstawił jej wstępny projekt budowy ośmioklasowej (nie czteroklasowej w końcu) szkoły w Ligocie wraz z kosztorysem; do kosztów miało się dołożyć państwo.
Jesienią 1909 roku powstał taki plan wydatków. Koszt samego tylko budynku szkolnego miał wynieść 46696 marek, plus 1304 za Hand- und Spanndienste. Poza tym wyceniono toalety (znaczy wychodki, jak sądzę: 10 miejsc dla dziewczynek, siedem dla chłopców i trzy dla nauczycieli) – 3300 marek i otoczenie płotem – 700. Razem – 52 tysiące marek. Niestety, coś znów poszło źle: w styczniu 1910 r. zastanawiano się nad przeniesieniem tej nowej budowy na grunt należący do gminy, położony o 1000 metrów na północ od pierwotnego planu (w tle były jakieś wątpliwości techniczne i finansowe). W listopadzie 1910 r. Komisja ds. szkół i kościołów obiecała zawnioskować o 14 tysięcy marek zapomogi z górniczych wolnych kuksów (czyli części udziałów z eksploatacji kopalni, które przeznaczano m.in. na szkoły) i jednocześnie zatwierdzić dotację w wysokości 15 tysięcy marek. Dlatego łącznie koszty budowy szacowano na 54 tysiące marek – w tym te 25, które przekazała gmina.
Oprócz przeznaczenia niemałych pieniędzy gmina została zobowiązana do znalezienia fachowca – projektanta. Powinien on przedstawić bardzo dokładne plany w skali 1:100: rzut poziomy fundamentów i wszystkich pięter, widok na wszystkie budynki z wszystkich stron, rysunki kominów, przewodów wentylacyjnych, piwnic, legarów, krokwi i schodów. Projekt oczywiście musiał być zatwierdzony przez powiatową inspekcję budowlaną w Pszczynie. Po rozpoczęciu prac wybrany wykonawca musiał informować zarząd szkoły najpierw o doprowadzeniu budowy do wysokości podłogi na parterze, potem o wyprowadzeniu budynku do stanu surowego, a wreszcie – o ukończeniu całej inwestycji, łącznie z wyposażeniem.
Wcześniej (26 października 1910 r.) zarząd gminy w Ligocie zdecydował o przyjęciu 25 tysięcy marek pożyczki i o utworzeniu 12 i 13 etatu nauczycielskiego, tak aby nie przekroczyć dzięki temu liczby 70 uczniów w jednej klasie. Rozważano także przebudowę sal dwóch najstarszych klas na jedno mieszkanie dla nauczyciela z rodziną. Przewidziano też boisko szkolne, choć szansa na nie byłaby dopiero po zlikwidowaniu kurników i dwóch ogrodów nauczycieli, znajdujących się na miejscu na nie przeznaczonym; oczywiście właściciele mieli dostać odszkodowanie. W końcu gmina prosiła, by – w razie gdyby jej wpływy z podatków spadły lub też zaistniały inne konieczne potrzeby – zagwarantować jej pomoc finansową.
3 lutego 1911 r. zarząd gminy wybrał firmę budowlaną z dobrymi referencjami mistrza Meyersa i architekta Fischera za 1,25 procenta wartości całego projektu (czyli 54 tysięcy marek).
16 maja 1911 roku zarząd ligockiej gminy pisał do urzędu budowlanego w Pszczynie, że przesyła opracowany przez biuro Meyersa projekt nowego budynku. Co za szkoda, że nie ma go w aktach! Projekt rozrysowany był na sześciu kartach, dołączono do niego też zeszyt zawierający kosztorys. Urząd odesłał jeszcze w maju swoje uwagi, a 26 lipca przewodniczący zarządu gminy i przewodniczący zarządu szkolnego Grzyśka informował urząd, że tenże zarząd szkolny jednogłośnie wybrał do wybudowania szkoły firmę majstra Pawła Klimanka z Mikołowa. W publicznym przetargu wygrała jego oferta, ponieważ zaproponował cenę o 10 procent niższą od tej początkowo wyliczonej, czyli 47709 marek zamiast 53 tysięcy. Gmina prosiła o szybką zgodę na tę decyzję, tak żeby budowa mogła się zacząć w najbliższych tygodniach. Nadzór budowlany będzie sprawował Meyers, Königlicher Regierungsbaumeister (królewski okręgowy mistrz budowlany) z Kattowitz.
Okazuje się jednak, że Klimanek wcale nie dał najtańszej oferty, bo były i takie, które obniżały koszty o 14 i 15 procent. Dlaczego więc wybrano firmę z Mikołowa? Gmina zaświadczała, że właściciel jest doświadczonym budowniczym szkół, ma uporządkowaną sytuację finansową, używa dobrych materiałów i jest znany zarządowi jako osoba solidna, rzetelna i uczciwa. Poza tym zarząd szkoły uważał, że powierzenie wykonania tego zlecenia Klimankowi jest moralnie słuszne, ponieważ ten wcześniej wybudował nowy budynek dla urzędu gminy ku pełnemu zadowoleniu zarządu, jednak nie miał z tego tytułu żadnych zysków.
Klimanek wziął się szybko do roboty, chociaż szybko to mało powiedziane: działał wręcz błyskawicznie, bo już 23 sierpnia odbyła się inspekcja po pierwszym etapie robót, czyli doprowadzeniu budynku do wysokości podłogi na parterze. Oceniono, że efekty są dobre i dość dobre. Niewiarygodne, ale 26 września przewodniczący Grzyśka informował, że
w następnym tygodniu budynek szkoły będzie gotowy w stanie surowym. Potem – jak to na budowie – coś się obsunęło, i 6 października stan surowy zapowiedziano na początek następnego tygodnia. Tu ciekawostka: w tym krótkim czasie na stanowisku naczelnika gminy zaszła zmiana, bo październikowe pismo podpisał już nie Grzyśka, ale Nepomucen Wielebski. 12 października rzeczywiście nastąpił odbiór „surowego” budynku, a 8 czerwca 1912 r. odbiór całości zlecenia – czyli budynku szkoły i towarzyszących mu zabudowań.
Z całego tego szkolnego budowlanego boomu do dziś został dom przy ul. Hetmańskiej 1 (poczta, sklep) i część obecnej SP nr 8: budynek wystawiony przez Klimanka w 1911 r. został w późniejszych latach powiększony i tak powstała szkoła, którą znamy. Po tej samej stronie ulicy Hetmańskiej w kierunku Rolnej stał jeszcze po II wojnie światowej trzeci szkolny gmach – najprawdopodobniej ten budowany przez tajemniczego Niepela. Dziś – jak wiemy – już go nie ma.
Jak widać, szkoła powszechna w Ellgoth-Idaweiche powstawała długo i w niemałych bólach, ale determinacja mieszkańców była imponująca. Najwyraźniej nasi przodkowie dobrze wiedzieli, że bez nauki ani rusz!
Na marginesie całej tej historii budowy ostatniej szkoły w 1911 r. wynikła jeszcze sprawa niezbyt przyjemna, ale nie ma powodu, żeby o niej nie wspomnieć. Otóż od decyzji zarządu szkolnego (że szkołę wybuduje firma Klimanka
z Mikołowa) odwołał się Martin Tichauer z Katowic, oferent, który przedstawił najkorzystniejszą propozycję (15% poniżej zakładanych przez gminę kosztów). Napisał do powiatowej inspekcji budowlanej i podkreślał swoje zawodowe zasługi: jest dyplomowanym mistrzem murarskim i cieślą, w roku poprzednim został członkiem branżowej komisji egzaminacyjnej w okręgu opolskim, o jego doskonałej kondycji finansowej mogą zaświadczyć banki z Wrocławia i Katowic, a ponadto wybierając jego gmina może zaoszczędzić 3 tysiące marek więcej, niż na ofercie Klimanka. Dalej wprost poprosił o wycofanie zlecenia dla Klimanka i rzucił aluzję, że w poprzednim roku firma Klimanka była w „dziwny sposób uprzywilejowana” przy inwestycji w gminie. Jego, Tichauera, oferta też była wtedy najtańsza i też przegrał. Twierdził, że w tamtym przypadku Herr Klimanka zapytano, czy chciałby przyjąć i wykonać ofertę Tichauera za cenę przez niego proponowaną, a Klimanek się na to zgodził. Zdaniem Tichauera takie postępowanie nie powinno mieć miejsca, a władze powinny się tym zainteresować i przyjrzeć tym przetargom. Najwyraźniej odwołanie nic nie dało jednak, bo robotę wykonała firma Klimanka; o co dokładnie chodziło – czy w tle było tylko rozczarowanie przegranego Tichauera, czy też jakiś przekręt – już się nie dowiemy.
Dokumenty, literatura i podziękowania:
Akta z AP Katowice, zespół nr 7 „Urząd Budownictwa Naziemnego w Katowicach”, jednostka nr 358
Kronika szkolna z lat 1886–1919
Joanna Lusek, Dzieje szkolnictwa. Szkolnictwo do 1945 roku [w:] Katowice. Środowisko, dzieje, kultura, język i społeczeństwo, t. 1
http://sp8katowice.szkolnastrona.pl/p,28,historia
Podziękowania dla Beaty i Marcina, bez których nie rozszyfrowałabym co to za pieroństwo te „Freikuxgelderbeihilfe” – czyli zapomoga na budowę szkoły pochodząca z tzw. wolnych kuksów ?
Dzień dobry,
Kronika szkolna zawiera dużo więcej szczegółów odnośnie ówczesnych problemów związanych zarówno z zakupem działki pod budowę, samą budową, jej odbiorem itp. Okazuje się, że imć Pan Kostecki wcale “święty nie był”:)
Znalazłem tę kronikę przetłumaczoną na SBC i …dziękuję za podanie źródła… kawał historii Ligoty .
Dzień dobry,
a proszę mi zdradzić, jakie zaklęcie trzeba wypowiedzieć, żeby na scb otwarła się ta przetłumaczona kronika? Bo i ja dotarłam do pliku opisanego jako “Kronika szkoły – tłumaczenie”, ale po otwarciu mam 199 idealnie pustych kart…
Przyznam, że sam miałem z tym kłopot ale poradziłem sobie w ten sposób, że zainstalowałem wtyczkę do Firefoxa z tej strony : https://addons.mozilla.org/pl/firefox/addon/djvu-js-viewer/
W innych przeglądarkach też wyświetlają mi się białe strony, może to wina mojego archaicznego systemu. W Firefoxie po zainstalowaniu w/w wtyczki otwierają się podwójne strony, jedna z tłumaczeniem, druga z oryginalnym rękopisem.
https://ifotos.pl/z/qqrnnsq/
pozdrawiam i gratuluję strony.
Dziękuję bardzo, także za podpowiedź. Spróbuję się jakoś dostać do tego tłumaczenia. Pozdrawiam, dziękuję za zainteresowanie stroną i zapraszam.
Udało mi się ściągnąć tę kronikę i przerobić do pliku PDF. Co prawda plik ma 32MB ale na maila powinien się zmieścić. Jeżeli nie poradzi sobie Pani z tym tłumaczeniem, służę pomocą. Mój mail jest zapisany w komentarzu.
Jeżeli sobie Pani nie poradzi, proszę mi wysłać wiadomość na maila. Wyślę Pani plik “pdf” z tłumaczeniem. Pozdrawiam.
Coś mi się tu komentarze dziwnie pojawiają…wczoraj napisałem, nie było, dziś napisałem….bo wczorajszego nie widziałem….i stał się cud…pokazała się wczorajsza odpowiedź:)….A teraz jak się kajam, za podwójną odpowiedź…tamtych dwóch nie widzę:)
Dzień dobry
Posiadam fotografie nieistniejącej już szkoły na ul.Hetmańskiej.
Ponadto zachowało się w rodzinnym archiwum trochę zdjęć z Starej Ligoty z lat 20-30.
Skany chętnie prześlę na Pani e-mail.
Jeśli jest Pani zainteresowana, to proszę o kontakt.
Moja rodzina też pochodzi z ul.Grzyśki.
witam.
Posiadam zdjęcie chaty ( wykonane z oddali) która znajdowała się na ul. Grzyśki 23. mogę przesłać, jeśli jest taka wola 🙂