Pamiętacie na pewno tekst Michała Dzióbka o pomniku upamiętniającym przyłączenie Górnego Śląska do Polski i walczących o to powstańców. Zachęcam do przeczytania o losach przed- i powojennych tego monumentu i zapraszam do mojego uzupełnienia tamtego tekstu.
Napaść Niemiec na Polskę wiązała się jak wiemy przede wszystkim z masowymi i różnorakimi zbrodniami, rabunkiem i niszczeniem mienia oraz rugowaniem wszystkich propolskich lub antyniemieckich skojarzeń, odniesień itp. Nigdy dość przypominania tej oczywistości w czasach kłamliwych wypowiedzi o „polskich obozach”, „polskich nazistach” i po uniżonych zapewnieniach obecnego premiera, że o reparacje nie będzie prosił.

Jedną z ofiar września 1939 r. stał się i nasz ligocki pomnik, i nie jest to żadna tajemnica. Brakowało jednak dotąd informacji
o szczegółach: kto, kiedy i jak przyczynił się do usunięcia tego świadectwa górnośląskiej historii. Szczęśliwie w moje ręce wpadły dokumenty odnalezione w Oddziałowym Archiwum IPN w Katowicach, które
w znaczącym stopniu tę naszą wiedzę mogą uzupełnić.
Otóż co my tu mamy: dość cienką (raptem trzydzieści parę stron) teczkę dochodzenia prowadzonego przez katowicką prokuraturę okręgową od końca sierpnia 1946 r. przeciwko niejakiemu Franciszkowi Kalisowi. Sam podejrzany Kalis pojawia się w całej sprawie tylko w zeznaniach kolejnych świadków, w tym swojej żony: osobiście się nie pojawił, bo przytomnie uciekł z Ligoty. Musiał rozumieć, że jego postawa i czyny z czasu niemieckiej okupacji zaowocują karnymi konsekwencjami ze strony polskich władz, jakie by one nie były.
Wiemy zatem, że Franciszek Kalis mieszkał w Ligocie przy Hetmańskiej 6 – więc praktycznie po sąsiedzku z pomnikiem.
W Ligocie osiadł w 1934 r. wraz z żoną Klarą, która pochodziła z poznańskiego. Urodził się w 1894 r. w wielkopolskiej Sadogórze. Był mistrzem budowlanym i prowadził firmę w tej branży. Wzrostu był słusznego (1,80 m), do tego brunet z ciemnymi oczami; tęgi. Zanim jeszcze wybuchła wojna demonstrował prohitlerowskie poglądy: według jednego ze współmieszkańców miał już wtedy w domu portret Hitlera i jego „Mein Kampf”. Ten sam sąsiad, członek Związku Strzeleckiego, usłyszał od Kalisa: „Doczkej pieronie, jak Adolf przyjdzie, to powstańców
i strzelców będziemy na płotach wieszać”. Gdy zaś świadek ten wrócił w czasie wojny z przymusowych robót, Kalis powitał go „życzliwie”, że powinien już dawno zgnić w lagrze.

Właściciel domu przy Hetmańskiej 6, Tomasz Wyleżoł, dał podobne świadectwo: Kalis miał portret Hitlera
i słuchał jego przemów. Raz nawet Wyleżoł skomentował wobec swojego lokatora, „że już się dość wariat naryczał. Na powyższe odpowiedział mi Kalis, że tak nie mam mówić, gdyż za to mogę być karany”.

Franciszek Czech, emeryt z Ligockiej, pomagał budować pomnik u progu niepodległości. Pamiętał, że Kalis „wtenczas na to źle patrzył, że ten pomnik budują przed jego oknami”. Komentował też, „że ten pomnik długo stał nie będzie”.

Nic zatem dziwnego, że gdy do Ligoty wkraczali Niemcy, Kalis od razu wywiesił flagę ze swastyką, a potem doprowadził do zburzenia pomnika. Nie był sam oczywiście, ale inicjatywa należała do niego. Obecne przy wyburzaniu osoby widziały, jak któregoś dnia zabrał windę (tak nazywali to świadkowie – prawdopodobnie chodzi o jakieś urządzenie służące przy budowie), „udał się pod pomnik, windę założył i pomnik obalił. Następnie Kalis razem z innemi zabrali spod pomnika butelkę, w której znajdował się spis ofiarodawców powstania pomnika”. Butelka była wmurowana w górnej części pomnika i przykryta kamieniem. Ludziom Kalisa bardzo zależało na jej odnalezieniu ze względu na informacje o figurujących tam osobach, ale nie wiedzieli, gdzie jej szukać. Gdy więc przyszło do burzenia monumentu, po budowniczego Franciszka Czecha pofatygowało się czterech „silnych ludzi”, którzy groźbami kazali mu wskazać miejsce zawierające butelkę. Wystraszony mężczyzna uległ i tak cenne informacje dostały się w ręce hitlerowców.

Zeznania dwóch kolejnych świadków, Józefa i Jerzego Honsek (ojca i syna), dorzucają nam jeszcze kilka nazwisk sprawców czy przynajmniej dobrowolnych uczestników niszczenia pomnika. Byli wśród nich niejaki Mańka z Ligoty (nie wiadomo, gdzie się podział po wojnie), Eryk Matysiak/Matusiak z Ligockiej (w 1946 r. już prawdopodobnie nie żył) i Fryderyk Mandla z Kredytowej. Okoliczności udziału w całym wydarzeniu obu Honsków są niejasne: twierdzili, że w pobliżu pomnika znaleźli się przypadkowo. Józef jakoby wracał z pracy
i widząc co się dzieje zatrzymał się przy pobliskim kiosku, gdzie napił się piwa. Jerzy w tym samym kiosku kupował cukierki. Jest coś dziwnego w tym, że znaleźli się tam w jednym czasie i zastanawiam się, jak można to wytłumaczyć. Honskowie twierdzili, że pod pomnik poszli z ciekawości i jest to możliwe. Na miejscu – według ich zgodnej relacji – zostali przymuszeni do uczestnictwa w burzeniu pomnika: starszy Honsek musiał pomóc odsunąć kamień, pod którym znajdowała się wspominana już butelka, młodszy – posłany po kilof
i łopatę przyniósł oba narzędzia. Śledztwo nie wykazało dobrowolnego udziału ojca i syna w tej demolce, więc choć przeszła mi przez głowę taka myśl, to nie będę im przypisywać niecnych intencji.

Podczas wojny Kalisowie mieli drugą grupę niemieckiej listy narodowościowej
i możliwe, że się o nią starali – zwłaszcza on, żeby nie stracić firmy. W grudniu 1943 r. Kalis został zaciągnięty do Wehrmachtu i miał szczęście trafić na zachodni front. Tam dostał się do francuskiej niewoli, skąd wrócił dopiero
w sierpniu 1946 r. Po miesiącu wyjechał
w poznańskie za pracą. Na krótko pojawił się w Ligocie
w połowie listopada 1946 r., a więc już
w trakcie śledztwa. Zabrał swoje ubrania i wyjechał w nieznanym kierunku – tak przynajmniej twierdziła żona. Prokuratura zleciła milicji ustalenie miejsca pobytu Kalisa i jego zatrzymanie.
Sprawa z przerwami ciągnęła się jeszcze aż do 1948 r. Kalis przepadł na dobre i nie kontaktował się nawet ze swoją Klarą, która wciąż mieszkała na Hetmańskiej. Kobieta skarżyła się, że nie wie o nim nic, że nie została jej po nim nawet fotografia. Przypuszczała, że mógł wyjechać do Niemiec, bo tam została wysiedlona jego rodzina. Mimo to lojalnie twierdziła, że nic nie wie o ewentualnym udziale męża w zniszczeniu pomnika.
W marcu 1949 r. dochodzenie zawieszono, uznając, że podejrzany uciekł do Niemiec i nie ma możliwości, aby tam go ścigać.
Źródło:
IPN Ka 114/8767, Akta prokuratora Sądu Okręgowego w Katowicach